Kawa na ławę



 Czyli rozmowy z absolwentami, nauczycielami i uczniami szkoły

 

materiał zebrały i opracowały: Klaudia Bazyl i Martyna Borowiecka, klasa 1e

  Wychowawcy klas 1  2017/2018 




Pan Łukasz Durczyński – wychowawca klasy Ia

- W jakim momencie życia uświadomił pan sobie, że chce pan zostać nauczycielem?
- Na studiach.

- Co było pana ulubionym przedmiotem w szkole?
- Nie była to historia. Najbardziej lubiłem w-f i przedmioty, z których nie trzeba się było dużo uczyć.

- Jaką radę mógłby pan udzielić pierwszoklasistom?
- Żeby zostali wierni swoim pasjom, zainteresowaniom i uparcie dążyli do wyznaczonych celów.

- Jakie oczekiwania ma pan wobec swojej nowej klasy?
- Nie mam żadnych oczekiwań. Mają być sobą i wtedy będziemy się dobrze dogadywać.




Pani Martyna Lubczyk – wychowawczyni klasy Ib

- W jakim momencie życia uświadomiła sobie pani, że chce Pani zostać nauczycielem?
- W szkole podstawowej; kiedy ktoś mnie pytał kim chcę zostać w przyszłości od razu odpowiadałam, że nauczycielką języka polskiego.

- Co pani lubi najbardziej w byciu nauczycielką?
- W byciu nauczycielką lubię bardzo atmosferę lekcji; atmosferę naukową, ale przede wszystkim kontakt z młodzieżą. Uważam, że ktoś kto jest nauczycielem wolniej się starzeje, bo cały czas ma kontakt z młodymi ludźmi, cały czas jest na bieżąco z różnego rodzaju modami i młodzież inspiruje do takiego bycia na czasie ze wszystkim. Inspirują oni do sięgania po nowe książki, do rozwijania się, do dokształcania, a jak wiadomo kiedy człowiek jest aktywny to po prostu wolniej się starzeje.

- Jakie wartości chciałaby pani przekazać swojej klasie - Ib na najbliższe trzy lata?
- Chciałabym, żeby wiedzieli, że tak naprawdę wiedza jest ogromną wartością, że jest to nasze bogactwo, którego nikt nam nie odbierze. Chcę również, żeby wiedzieli, że od wiedzy jeszcze ważniejsze są kontakty między ludźmi i przede wszystkim to, żeby być dobrym człowiekiem. Dobrym, pomocnym i wrażliwym na krzywdę innych.

- Jakie ma pani oczekiwania wobec swojej nowej klasy?
- Chciałabym, żeby byli grupą zgraną, lubiącą się, żeby z ochotą przychodzili do szkoły oraz spędzali ze sobą czas; mam nadzieję, że po zakończeniu szkoły dalej będą mieć ze sobą kontakt i, że w liceum zawiążą się między nimi przyjaźnie, które przetrwają potem długie, długie lata.

- Jaka była najzabawniejsza sytuacja, która zdarzyła się pani w IV LO im. Maczka?
- Może nie jest to najzabawniejsza sytuacja, ale zdecydowanie najbardziej wyjątkowa, jaka przydarzyła mi się w tym liceum. Po prostu poznałam tutaj swojego męża.


Pani Małgorzata Ruchała – wychowawczyni klasy Ic

- W jakim momencie życia i w jakich okolicznościach uświadomiła sobie pani, że chce pani zostać nauczycielem?
- Mając dziesięć lat i będąc w czwartej klasie, stwierdziłam, że skoro i tak wszystkim dookoła, moim kolegom i koleżankom, tłumaczę matematykę, to może będę się tym zajmowała zawodowo. A ponieważ moja wychowawczyni zadała pytanie, kim chcę zostać w przyszłości, to wtedy, po raz pierwszy w życiu, powiedziałam: nauczycielem matematyki. Potem już tylko konsekwentnie dążyłam do tego celu.

- Jaka jest najzabawniejsza sytuacja, którą pani pamięta z Maczka?
- Było ich mnóstwo. Na przykład, wtedy I e, w momencie, kiedy uczyliśmy się działu trygonometria, wyszłam na chwilę na zewnątrz i kiedy wróciłam, oni siedzieli w kółeczku, kłaniali się i mówili: "Sinus, cosinus, sinus, cosinus", a ja zdębiałam. Ale bywały też takie sytuacje, że mazak wisiał na taśmie klejącej, przyklejony do sufitu. Raz miałam zablokowaną tablicę, tak, że nie miałam do niej dostępu., przeniesione biurko. Różne sytuacje. Młodzież jest bardzo kreatywna na matematyce.

- Jaki był pani ulubiony przedmiot w szkole? Matematyka?
- Matematyki nie trzeba było się uczyć. Przedmiot ławy i przyjemny, nic nie wnoszący. Moim ulubionym przedmiotem był natomiast język polski.

- Co, niezwiązanego z przedmiotem, chciałaby pani przekazać swojej klasie przez najbliższe trzy lata?
- Bądźcie otwarci, kochajcie się nawzajem, nie marnujcie żadnej chwili w swoim życiu, przeżywajcie życie najbardziej intensywnie, jak tylko potraficie. Nigdy nie wypowiadajcie słowa: "nudzę się", zawsze organizujcie sobie coś, żeby dobrze się bawić.


Pani Izabela Hefner – wychowawczyni klasy Id

- Co najbardziej lubi pani w byciu wychowawcą?
- W byciu wychowawcą najbardziej lubię kontakt z klasą.

- Co, niezwiązanego z przedmiotem, chciałabym pani przekazać przez najbliższe trzy lata?
- Uczciwość i patriotyzm.

- Co było pani ulubionym przedmiotem, gdy chodziła pani do szkoły?
- Było ich wiele. Na pewno w-f, biologia i matematyka.

- Jaka jest najbardziej zabawna sytuacja, jaka zdarzyła się pani w Maczku?
- Ojej, było ich dużo! Trudno jest wybrać jedną. Ale chyba najzabawniejsza zdarzyła się w tym roku z moją klasą. Weszłam do sali i chciałam być dla nich miła. Idę powoli do biurka i mówię: "Ładnie wyglądacie", a jeden z uczniów odpowiada: "Pani też nieźle".




Pani Katarzyna Trajdos – wychowawczyni klasy Ie

- Jakie ma pani oczekiwania wobec swojej nowej klasy - Ie?
- Duże. Bardzo duże. Przede wszystkim oczekuję fantastycznego zachowania; rewelacyjnie, żeby młodzież się uczyła oraz żeby byli dobrymi ludźmi i zgranym zespołem. Mam nadzieję, że moja klasa będzie komfortowo czuła się w szkole i, że to, co się wydarzy w tym liceum przez kolejne trzy lata będzie dla nich dobrym bagażem na całe przyszłe życie.

- Co było pani ulubionym przedmiotem w szkole?
- Bez wątpienia matematyka i biologia.

- Co najbardziej lubi pani w byciu wychowawcą?
- Zdecydowanie to, że jest kontakt z młodzieżą. Człowiek wtedy czuje, że jest młodszy niż wskazuje na to metryka. Lubię również to, że mogę wciąż uczyć się nowych rzeczy i poznawać to, co pasjonuje młodych ludzi i czym się interesują.

- W jakim momencie życia uświadomiła sobie pani, że chce pani zostać nauczycielem?
- Ja chyba zawsze troszeczkę chciałam zostać nauczycielem. W czasie studiów podjęłam swoją pierwszą pracę. Pracowałam w biurze, zajmowałam się wtedy komputerami, informatyką i planowaniem przestrzeni, natomiast zawsze ciągnęło mnie do szkoły i kiedy tylko nadarzyła się okazja takiej pracy - wykorzystałam ją. Mimo wyższych zarobków w firmie, jednak praca z młodzieżą okazała się dla mnie najważniejsza.


Pani Kinga Paulewicz-Sopala – wychowawczyni klasy If

- W jakim momencie życia uświadomiła sobie pani, że chce pani zostać nauczycielem?
- Dawno temu chciałam zostać nauczycielką matematyki, ale gdzieś po drodze przewinęła się też chęć bycia stewardessą. W końcu zostałam nauczycielką angielskiego.

- Co było pani ulubionym przedmiotem w szkole?
- Moimi ulubionymi przedmiotami w szkole były w-f, język polski i matematyka. Można powiedzieć, że miałam taką ogólną chęć do nauki.

- Co niezwiązanego z przedmiotem chciałaby przekazać pani swojej klasie – If - na następne trzy lata?
- Swojej klasie chciałabym przekazać to, żeby wierzyli w siebie, byli otwarci oraz żeby wykorzystywali swój czas w dobry i efektowny sposób. Oczywiście chciałabym też, by byli dobrymi ludźmi.

- Jaka była najzabawniejsza sytuacja, która zdarzyła się pani w IV LO im. Maczka w Katowicach?
- W zeszłym roku schodziłam po schodach. Pod ręką miałam magnetofon, a przez ramię przewieszoną torbę. Tak obładowana nie zauważyłam, że kabel od sprzętu ciągnie się za mną i nadepnęłam na niego. Przewróciłam się, ale bardzo szybko wstałam, otrzepałam się i ruszyłam dalej udając, że nic się nie stało. Nie jest to może wybitnie zabawna sytuacja, ale myślę, że musiałam naprawdę śmiesznie wtedy wyglądać i dalej, na myśl o tym zdarzeniu, czuję się głupio.





Mam talent..... Wywiad z Aleksandrą Schejbal uczennicą klasy 2d

1. Kiedy rozwinęła się w tobie pasja do malarstwa  i jak się tego nauczyłaś?
Maluję, jak pamiętam, od najmłodszych lat. Nigdy jednak nie chodziłam na żadne kursy. Jestem samoukiem. Jak to się mówi: urodziłam się z tym talentem. Zaczynałam chyba tak jak wszystkie dzieci – od kolorowanek. Potem były obrazki malowane w zeszytach i książkach, na różnych małych kartkach. Już jako małe dziecko pięknie malowałam i wygrywałam konkursy, ale tylko te gdzie organizatorzy widzieli jak rysuję samodzielnie. Moje prace były chyba zbyt ładne, więc gdy je wysyłam nie wygrywałam nic. Wydaje mi się, że pewnie nie wierzono, że dzieci mogą tak ładnie malować, a pewnie tę pracę zamiast mnie narysował ktoś inny.


2. Co spowodowało, że po roku nauki wróciłaś do malarstwa?
Kontuzja kolana jakiej nabawiłam się na treningu spowodowała, że miałam więcej czasu na tworzenie. To moje malowanie od jakiegoś czasu zaczęło mi całkiem nieźle wychodzić, próbowałam różnych technik: rysunku, malarstwa: akwareli i farb olejnych. Jest to dziedzina, w jakiej zawsze odnosiłam sukcesy. Wygrałam wiele konkursów szkolnych, regionalnych i nawet ogólnokrajowych. Więc mam motywację do pracy.

3. Skąd czerpiesz inspiracje?
Moje prace dzielę na dwie części. Pierwsze są to obrazy, które maluję głównie na podstawie tego, co widzę i tego, co mam w głowie. Niekiedy inspirację czerpię od znanych artystów, Beksińskiego, Różalskiego, oraz obrazów gotyckich, książek, wierszy. Są to przeważnie obrazy o mrocznej tematyce. Drugi typ prac, to te, które wykonuję na zamówienie lub dla rodziny, najczęściej są to portrety rysowane na podstawie przysłanego mi zdjęcia.

4. Opowiedz trochę o tym jak przebiega tworzenie obrazów w twoim wykonaniu?
Obrazy na podstawie wyobraźni wykonuję różnymi technikami, najczęściej farbami i specjalnymi cienkopisami. Nie można określić trybu i czasu wykonania, bo zależy to od tego co rysuję. Prace zazwyczaj powstają spontanicznie, rysuję w wolnych chwilach. Rysuję dużo, w większości są to małe obrazki, ale wykonałam też kilkanaście dużych prac, które teraz wiszą na ścianach oprawione w ramy. Obrazy na zamówienie natomiast wykonuję farbami olejnymi lub ołówkiem. Przy tych obrazach moja praca trwa zazwyczaj więcej niż 8 godzin. Moje prace są zawsze dobrze przemyślane, zawsze dbam o szczegóły.

5. Czy w jakiś sposób wiążesz swoją przyszłość z malarstwem?
Malarstwo zawsze będzie nieodłącznym elementem mojego życia. To się ma we krwi. Jednak mimo moich sukcesów na chwilę obecną twierdzę, że będzie to raczej praca dodatkowa lub hobby. Być może zajmę się kiedyś projektowaniem wnętrz, architekturą lub grafiką komputerową. Będę blisko sztuki, a jednocześnie da się z tego żyć.

6. Czy ktoś z Twojej rodziny również zajmuje się sztuką?
Tak, moi dziadkowie zajmowali się malarstwem, a ojciec grafiką komputerową. Ale jak tak teraz pomyślę, to jednak nikt z nich nie był dla mnie nigdy inspiracją. Wszystkiego nauczyłam się sama i sama rozwijałam swój talent. Uważam jednak, że warto czasem skorzystać rady i pomocy starszych, co też czasami czynię.







Profesor Iwona Szymańska

Jak wyglądała szkoła 20 lat temu?
Dwadzieścia lat temu szkoła nie była taka nowoczesna i tak dobrze wyposażona jak dzisiaj, ale była czynna strzelnica, na której odbywały się lekcje przysposobienia obronnego.

Co się zmieniło?
Szkoła bardzo się zmieniła, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Obecnie wszystkie sale lekcyjne są po generalnym remoncie, wyposażone w nowe meble i tablice multimedialne. Szkoła bardzo elegancko prezentuje się od zewnątrz, dzięki wymienionym oknom i odnowionej elewacji.

Pamiętna anegdota z życia szkoły...
Nie pamiętam żadnych anegdot, ale do dziś krążą po szkole słynne cytaty nauczycieli, na przykład „Ja maturę już zdałam, mam na tę okoliczność papierek, całkiem niezły zresztą”.




Profesor Barbara Kiereś

Jak wyglądała szkoła 20 lat temu?
Dwadzieścia lat temu szkoła wyglądała inaczej. Pracownie były niewyremontowane, ale muszę przyznać że uczniowie wchodząc do pracowni historycznej są rozczarowani, twierdzą że powinny być w niej stare meble, dające klimat. Zmienione są okna, jeszcze do niedawna były drewniane i zamykane na gwoździe. Ciekawostką jest, że pomieszczenie przeznaczone dzisiaj na szatnię w zamyśle architekta miało być schronem. Dwadzieścia lat temu obok harcówki było otwarte wejście na strych, gdzie mieścił się pokój samorządu uczniowskiego. Naturalnie nie było jeszcze popiersia generała Maczka, które pojawiło się w 2009 roku. Jedyne co się nie zmieniło to aula, która pamięta początki szkoły…

Co się nie zmieniło?
Nie zmieniła się przyjazna atmosfera panująca w szkole oraz kontakt między gronem pedagogicznym a młodzieżą. Myślę, że o sile szkoły świadczy to, że wśród nauczycieli obecnie uczących mamy wielu naszych absolwentów.



 Profesor Joanna Haśnik

Jak zmieniła się szkoła od czasu kiedy była pani uczennicą?
Nie dużo. Korytarze wyglądają tak samo. Niektóre sale zostały odremontowane i wyposażone w nowoczesny sprzęt, o którym my mogliśmy tylko pomarzyć. Tam, gdzie aktualnie znajduje się pokój nauczycielski, za moich czasów mieszkała woźna i... hodowała kury, które biegały po placu szkolnym, oczywiście w wydzielonym miejscu. W szkole za moich czasów był jeden komputer, do którego my jako uczniowie mieliśmy ograniczony dostęp. Nie każdy mógł go dotknąć, zobaczyć jak to działa. Informatyka była wtedy przedmiotem dodatkowym, a uczył jej Pan Michałek.

Kto był wtedy dyrektorem naszej szkoły?
Pan profesor Sobociński. Pozostawał on nim, aż do czasów Pani prof. Ziemiec.

Czy czuje Pani jakoś szczególną więź z IV LO, ze swoimi szkolnymi kolegami?
Do IV LO zawsze czułam i dalej czuję sentyment i jako uczennica i nauczyciel. Któż by pomyślał, że Pani Cebula, moja nauczycielka, kiedyś zostanie koleżanką z pracy. W 2011 roku byłam na zjeździe absolwentów, a pamiątkowe zdjęcie posiadam do dziś.



Państwo Żogała

Co się zmieniło?

Grażyna Żogała:
Ja zaczynałam tu uczyć 34 lata temu ,więc jest to długi czas. Ta szkoła przez te lata bardzo się zmieniła. Zmienił się jej wygląd zewnętrzny, jej okna, elewacja. Zbudowano podjazdy dla osób niepełnosprawnych, powstało tartanowe boisko, wycięto drzewa na boisku a w planach jest oczywiście nowa sala gimnastyczna.

Istota szkoły…

Grażyna Żogała:
Osobiście dla mnie istotne jest to, że nasze dzieci kończyły tę szkołę. Magda czteroletnią, a Wojtek trzyletnią i chętnie do niej wracają. Nasi dawni uczniowie utrzymują z nami kontakty, co jest bardzo miłe.

Grzegorz Żogała:
Ciekawym jest również to, że w naszej szkole uczą nasi dawni uczniowie: Pan Biliński, Pan Dziekan, Pani Sobecka, Pani Paulewicz-Sopala, Pani Szymańska, Pani Żyrek, Pani Kłosowska…Do szkoły przychodzą całe rodziny,  kolejne pokolenia przysyłają swoje dzieci do naszego liceum.


Andrzej Grabarczyk oraz Beata Lizoń – Jura (nauczycielka języka polskiego)
Grażyna Żogała:
Nasza szkoła od dawna była szkołą integracyjną. Kiedy chodził do nas chłopak niewidomy, pani z chemii Krystyna Sitek nauczyła się alfabetu Brajla, żeby ułatwić mu przyswajanie wiedzy. Nauczyciele tutaj bardzo się zaangażowali. 
Dużo mamy absolwentów, którzy prowadzą ciekawe życie. Marta Manowska, która prowadzi program „Rolnik szuka żony”. Szkołę kończyła była minister Kluzik-Rostkowska, dziennikarz Michał Bebło, aktor, który gra w „Klanie”- Andrzej Grabarczyk, Magda Piekorz, która jest reżyserem.
Zmieniło się również to, że bardzo duży akcent kładziemy nie tylko na usprawnianie naszego przedmiotu, ale też na działalność prozdrowotną.       Staramy się też wyłowić talenty, żeby sławiły naszą szkołę.                                  
 Magdalena Piekorz





Profesor Katarzyna Kłosowska


Co się zmieniło w tej szkole?
Czteroletnie liceum, które ja kończyłam, to moim zdaniem takie minimum żeby zintegrować się z ludźmi. W pierwszej klasie trzeba się rozkręcić, druga to taka, w której już coś wie się o szkole i można pobyć ze sobą. Kończycie osiemnastki i trochę pewnie się poznajecie. Brakuje tej trzeciej, kiedy działo się. Ludzie się znali, były wycieczki. Z imprezami akurat wiem, że sobie radzicie i też robicie. Potem macie zaraz maturalną klasę i trzeba się uczyć.
Ja mogę powiedzieć co się nie zmieniło. Moim zdaniem atmosfera. W dalszym ciągu jest bardzo dobra. Dlatego tylu uczniów przychodzi do Maczka. Jest to bardzo popularne liceum w Katowicach i okolicy.  Próbujemy to jakoś godzić i dobry poziom uczenia i atmosferę. Ja kończyłam tę szkołę, siedem lat ode mnie młodsza siostra też i też była w „biol-chemie”. Na parterze na tablo jesteśmy i patrzymy na siebie przez szerokość korytarza.

Historia z życia szkoły…
Nie wymyśliłam jednej historii. Było całe pasmo fajnych rzeczy, które tu się działy. W klasie było 8 chłopaków i reszta dziewczyn i byliśmy bardzo zżyci. Może nie od razu. Trochę nam to zajęło. Jak był konkurs piosenki, konkurs kolęd, to potrafiliśmy wyjść całą klasą i zrobić chór. Jowita Związek, która dzisiaj jest dyrygentem, ustawiała nas jak profesjonalny chór, dzieliła nas na głosy. Ci, którzy słabo śpiewali to starali się mruczeć po cichutku, inni pięknie śpiewali na głosy i wygrywaliśmy te konkursy. Niesamowite było to, że cała klasa potrafiła się zjednoczyć. Jak mieliśmy przygotować akademię na Dzień Nauczyciela, to zrobiliśmy pantomimę. Przedstawialiśmy historię o  nauczycielach, historię szkoły. Pamiętam jak przeżywaliśmy wymyślając te historie, podkładając muzykę. Były panoramy, czyli tydzień dla każdej klasy, w czasie którego klasa miała się pokazać w szkole.

Bo w Maczku jest MOC.....


 Wywiad z Panią Beata Lizoń - Jura - nauczycielką języka polskiego

Beata Lizoń- nauczyciel j.polskiego z wieloletnim stażem. Opiekun gazetki szkolnej. Organizator Dnia Śląskiego i Maczkowskiego Wieczoru Naukowców. Prywatnie- mama Marty i Szymona.

R: Od kiedy Pani wiedziała, że chce uczyć?
B.L: Właściwie już od dzieciństwa tylko dwie opcje wchodziły w grę. Wiedziałam, że gdy dorosnę, to albo będę podróżować i zostanę Tony Halikiem, albo skończę filologię polską i trafię do szkoły. Z góry zakładałam, że to musi być liceum.
R: Tony Halikiem?
B.L: ( śmiech) Gdy byłam mała z zapartym tchem oglądałam programy tego, zmarłego już niestety podróżnika. Śledziłam każdy odcinek " Tam gdzie pieprz rośnie" i " Pieprz i wanilia". Wtedy marzyły mi się podróże. Strasznie lubiłam tez geografię. Ale później, gdy na lekcji j.polskiego nauczycielka przeczytała wiersz Z.Herberta pt.Przesłanie pana Cogito, sytuacja sama się wyklarowała. Zapragnęłam uczyć literatury. A że w dzieciństwie bardzo dużo czytałam to urzeczywistnienie marzeń okazało się prostsze.
R: Od razu był Maczek?
B.L: Nie. Najpierw jedenaście lat pracy w szkole podstawowej. Wtedy nauczyłam się najwiecej- pokory, szacunku do ucznia, cierpliwości, wytrwałości i tego, że najpierw jest się człowiekiem, a dopiero później nauczycielem.Strasznie ważna lekcja życia!
R: A co z podróżowaniem?
B.L: W miarę możliwości udaje mi się realizować tę pasję.
R: Praca to Pani pasja?
B.L: Tak.To oprócz domu i rodziny priorytetowa sprawa. W szkole czuję się najlepiej, wśród uczniów. Szkoła uskrzydla, zatrzymuje w czasie, rozwija... A w Maczku to już w ogóle jest siła.
R: Dlaczego wyjeżdża Pani tam często do Krakowa?
B.L: No cóż... tam odpoczywam, relaksuję się,przebywam w miejscach, które lubię. Nawet tłum na rynku mi nie przeszkadza. Czyż maj na Kazimierzu nie jest najpiękniejszy? Czy nie jest miło popijać kawę w Jamie Michalika? Planty, Wisła... wszystkie te urocze miejsca dodają siły, a jednocześnie kojarzą się ze sztuką,poezją, artyzmem. No cóż... kocham Kraków.
R: Paryż też pani kocha...
B.L: Oj tak... Ten w realu ale i ten z dzieł impresjonistów
R: A inne pasje?
BL: Oczywiście znacie je, bo staram się nimi dzielić. To fotografia i film.
R: Nie będę pytać o ulubione tytuły bo na swoim fejsbukowym profilu stworzyła Pani Perełkową Kolekcję.
BL: Tak. Perełkowa Kolekcja, to filmy które polecam. Jak już coś zobaczę, to piszę recenzję i zachęcam.Tak już mam. Z książkami jest podobnie.
R: Pani mówi, że w Maczku spełnieniaja się marzenia.
BL: Tak. To prawda.Moje się spełniły! To z Maczkiem byłam po raz pierwszy w Paryżu... przemierzyłam urokliwą Pragę i elegancki Wiedeń.To tutaj poznałam swoje największe przyjaźnie. Dzięki Pani Dyrektor mogę się realizować. Maczek ułożył i uporządkował moje życie, pomógł odzyskać spokój i wiarę w ludzi. Bo w Maczku jest moc!



  
Wywiad z Panią Dyrektor Katarzyną Ziemiec


Jaki był Pani ulubiony przedmiot w szkole?
Miałam dwa ulubione przedmioty. To był język polski i język niemiecki. Z języka niemieckiego miałam super nauczycielkę, natomiast z polskiego generalnie zawsze lubiłam czytać, pisać, dlatego to również był mój ulubiony przedmiot.

Czy bała się Pani jakiegoś nauczyciela?
Tak! Zaczęłam się go bać w klasie trzeciej i czwartej liceum. To był mój nauczyciel z chemii, który przychodził do nas ze Śląskich Technicznych i był przyzwyczajony, że wszyscy potrafią bardzo dobrze chemię w liceum, co było nieprawdą. To był postrach, wszyscy się go bali. Pamiętam, że na półrocze w trzeciej klasie wystawił  21 jedynek.

Z czego najlepiej poszła Pani matura?
Zdawałam maturę z języka polskiego, matematyki i z geografii i najlepiej poszła mi matura z języka polskiego, chociaż z wszystkiego generalnie miałam piątki. Najbardziej byłam zadowolona z ustnej matury z języka polskiego.

Czy od początku wiedziała Pani kim chce zostać?
Wiedziałam, że chcę uczyć w szkole, to był mój wymarzony zawód. Już jako dziecko bawiłam się w nauczycielkę, miałam dziennik i wymyśloną klasę.

Czego Pani nie lubiła w szkole?
Jako uczennica najbardziej nie lubiłam czegoś takiego, że nauczyciele niesprawiedliwie oceniali, albo że się na kogoś uwzięli i później męczyli, mnie się nigdy to nie podobało, taki brak sprawiedliwości.

Czego Pani nie lubi nadal?
 Dzisiaj wszystko lubię! W mojej szkole, w Maczku wszystko lubię i wszystkich lubię.




 Józef Zwierzyński -ostatni maczkowiec
wspomnienia żony...


Rozmawialiśmy z Panią  Zofią Zwierzyńską, wdową po zmarłym kpt. Józefie Zwierzyńskim, który walczył u boku gen. Stanisława Maczka podczas II Wojny Światowej. Przedstawiamy fragmenty tej rozmowy...

 

Jak poznała Pani męża?
Byłam sekretarzem w zakładzie Mechanizacji i Automatyzacji Górnictwa, tam poznałam właśnie mojego męża, który był dyrektorem ekonomicznym i muszę  przyznać, że na początku mi się nie podobał, może dlatego że ja byłam inaczej wychowana.

Jak mąż dostał się do wojska?
Młodzi chłopcy po maturze, którzy szykowali się na studia wyjechali do Francji właśnie pod pretekstem kontynuowania nauki. Tam mój mąż dołączył, wraz ze swoim przyjacielem, do armii. W ich przypadku była to brygada pancerna gen. Maczka.

Proszę opowiedzieć jak mąż wspominał gen. Maczka.
Mówili na niego „Baca”. Stosunki między żołnierzami były takie jak to w wojsku. Bardzo konkretne, ale przepełnione przede wszystkim przyjaźnią. Maczek to był dowódca szanujący dyscyplinę, potrafił zebrać wszystkich w garść.

Czy mąż miał kontakt z gen. Maczkiem po wojnie?
Nie. Maczek zmarł w 1994 roku, a po wojnie zamieszkał w Szkocji w Edynburgu. Nie było możliwości utrzymywania z nim kontaktu, a tym bardziej, że po wojnie prześladowano weteranów. Mojego męża posądzali o służbę u Andersa, ale to był przecież Maczkowiec.

Jak mąż znalazł się na Śląsku w Katowicach?
Po wojnie Józef wrócił do Krakowa, swojego rodzinnego miasta. Po jakimś czasie służby komunistyczne wpadły na trop męża i dlatego właśnie przeniósł się do Katowic, gdzie znalazł pracę.


Jakimi orderami i tytułami mąż został uhonorowany?

Był honorowym obywatelem miasta Bredy, weteranem jej Królewskiej Mości, posiadał odznaczenia Francji, Belgii, Holandii oraz Anglii. Uhonorowany był również wieloma orderami polskimi.

Jakim człowiekiem był Pan Józef?
Był to człowiek „żywa historia”. Zawsze grzeczny, kulturalny i taktowny, a jak opowiadał.... Zawsze był samodzielny i pełen szacunku. Poza tym był czynnym członkiem koła zrzeszającego żołnierzy Maczka. To On starał się o to, aby ta szkoła otrzymała imię Generała.  Chętnie opowiadał i przekazywał tę wojenną legendę. Uczestniczył w wielu uroczystościach związanych z 1. Polską Dywizją Pancerną. Miał swoje charakterystyczne żarty. Emanował swoją mądrością i oczytaniem.

Jest Pani dumna z męża?
Bardzo. Jestem dumna z człowieka, który coś w życiu zrobił i pozostawił. Wiedza i wrodzona kultura to prawdziwa wartość.

1 komentarz: