Czyli rozmowy z absolwentami,
nauczycielami i uczniami szkoły
materiał zebrały i opracowały: Klaudia Bazyl i Martyna Borowiecka, klasa 1e
Wychowawcy klas 1 2017/2018
- W jakim momencie życia uświadomił pan sobie, że chce pan
zostać nauczycielem?
- Na studiach.
- Co było pana ulubionym przedmiotem w szkole?
- Nie była to historia. Najbardziej lubiłem w-f i przedmioty,
z których nie trzeba się było dużo uczyć.
- Jaką radę mógłby pan udzielić pierwszoklasistom?
- Żeby zostali wierni swoim pasjom, zainteresowaniom i
uparcie dążyli do wyznaczonych celów.
- Jakie oczekiwania ma pan wobec swojej nowej klasy?
- Nie mam żadnych oczekiwań. Mają być sobą i wtedy będziemy
się dobrze dogadywać.
- W jakim momencie życia uświadomiła sobie pani, że chce
Pani zostać nauczycielem?
- W szkole podstawowej; kiedy ktoś mnie pytał kim chcę zostać
w przyszłości od razu odpowiadałam, że nauczycielką języka polskiego.
- Co pani lubi najbardziej w byciu nauczycielką?
- W byciu nauczycielką lubię bardzo atmosferę lekcji; atmosferę
naukową, ale przede wszystkim kontakt z młodzieżą. Uważam, że ktoś kto jest
nauczycielem wolniej się starzeje, bo cały czas ma kontakt z młodymi ludźmi,
cały czas jest na bieżąco z różnego rodzaju modami i młodzież inspiruje do
takiego bycia na czasie ze wszystkim. Inspirują oni do sięgania po nowe
książki, do rozwijania się, do dokształcania, a jak wiadomo kiedy człowiek jest
aktywny to po prostu wolniej się starzeje.
- Jakie wartości chciałaby pani przekazać swojej klasie -
Ib na najbliższe trzy lata?
- Chciałabym, żeby wiedzieli, że tak naprawdę wiedza jest
ogromną wartością, że jest to nasze bogactwo, którego nikt nam nie odbierze.
Chcę również, żeby wiedzieli, że od wiedzy jeszcze ważniejsze są kontakty
między ludźmi i przede wszystkim to, żeby być dobrym człowiekiem. Dobrym,
pomocnym i wrażliwym na krzywdę innych.
- Jakie ma pani oczekiwania wobec swojej nowej klasy?
- Chciałabym, żeby byli grupą zgraną, lubiącą się, żeby z
ochotą przychodzili do szkoły oraz spędzali ze sobą czas; mam nadzieję, że po
zakończeniu szkoły dalej będą mieć ze sobą kontakt i, że w liceum zawiążą się
między nimi przyjaźnie, które przetrwają potem długie, długie lata.
- Jaka była najzabawniejsza sytuacja, która zdarzyła się
pani w IV LO im. Maczka?
- Może nie jest to najzabawniejsza sytuacja, ale zdecydowanie
najbardziej wyjątkowa, jaka przydarzyła mi się w tym liceum. Po prostu poznałam
tutaj swojego męża.
- W jakim momencie życia i w jakich okolicznościach
uświadomiła sobie pani, że chce pani zostać nauczycielem?
- Mając dziesięć lat i będąc w czwartej klasie, stwierdziłam,
że skoro i tak wszystkim dookoła, moim kolegom i koleżankom, tłumaczę
matematykę, to może będę się tym zajmowała zawodowo. A ponieważ moja wychowawczyni
zadała pytanie, kim chcę zostać w przyszłości, to wtedy, po raz pierwszy w
życiu, powiedziałam: nauczycielem matematyki. Potem już tylko konsekwentnie
dążyłam do tego celu.
- Jaka jest najzabawniejsza sytuacja, którą pani pamięta z
Maczka?
- Było ich mnóstwo. Na przykład, wtedy I e, w momencie, kiedy
uczyliśmy się działu trygonometria, wyszłam na chwilę na zewnątrz i kiedy
wróciłam, oni siedzieli w kółeczku, kłaniali się i mówili: "Sinus,
cosinus, sinus, cosinus", a ja zdębiałam. Ale bywały też takie sytuacje,
że mazak wisiał na taśmie klejącej, przyklejony do sufitu. Raz miałam
zablokowaną tablicę, tak, że nie miałam do niej dostępu., przeniesione biurko.
Różne sytuacje. Młodzież jest bardzo kreatywna na matematyce.
- Jaki był pani ulubiony przedmiot w szkole? Matematyka?
- Matematyki nie trzeba było się uczyć. Przedmiot ławy i
przyjemny, nic nie wnoszący. Moim ulubionym przedmiotem był natomiast język
polski.
- Co, niezwiązanego z przedmiotem, chciałaby pani
przekazać swojej klasie przez najbliższe trzy lata?
- Bądźcie otwarci, kochajcie się nawzajem, nie marnujcie
żadnej chwili w swoim życiu, przeżywajcie życie najbardziej intensywnie, jak
tylko potraficie. Nigdy nie wypowiadajcie słowa: "nudzę się", zawsze
organizujcie sobie coś, żeby dobrze się bawić.
- Co najbardziej lubi pani w byciu wychowawcą?
- W byciu wychowawcą najbardziej lubię kontakt z klasą.
- Co, niezwiązanego z przedmiotem, chciałabym pani
przekazać przez najbliższe trzy lata?
- Uczciwość i patriotyzm.
- Co było pani ulubionym przedmiotem, gdy chodziła pani do
szkoły?
- Było ich wiele. Na pewno w-f, biologia i matematyka.
- Jaka jest najbardziej zabawna sytuacja, jaka zdarzyła
się pani w Maczku?
- Ojej, było ich dużo! Trudno jest wybrać jedną. Ale chyba
najzabawniejsza zdarzyła się w tym roku z moją klasą. Weszłam do sali i
chciałam być dla nich miła. Idę powoli do biurka i mówię: "Ładnie
wyglądacie", a jeden z uczniów odpowiada: "Pani też nieźle".
- Jakie ma pani oczekiwania wobec swojej nowej klasy - Ie?
- Duże. Bardzo duże. Przede wszystkim oczekuję fantastycznego
zachowania; rewelacyjnie, żeby młodzież się uczyła oraz żeby byli dobrymi
ludźmi i zgranym zespołem. Mam nadzieję, że moja klasa będzie komfortowo czuła
się w szkole i, że to, co się wydarzy w tym liceum przez kolejne trzy lata
będzie dla nich dobrym bagażem na całe przyszłe życie.
- Co było pani ulubionym przedmiotem w szkole?
- Bez wątpienia matematyka i biologia.
- Co najbardziej lubi pani w byciu wychowawcą?
- Zdecydowanie to, że jest kontakt z młodzieżą. Człowiek
wtedy czuje, że jest młodszy niż wskazuje na to metryka. Lubię również to, że
mogę wciąż uczyć się nowych rzeczy i poznawać to, co pasjonuje młodych ludzi i
czym się interesują.
- W jakim momencie życia uświadomiła sobie pani, że chce
pani zostać nauczycielem?
- Ja chyba zawsze troszeczkę chciałam zostać nauczycielem. W
czasie studiów podjęłam swoją pierwszą pracę. Pracowałam w biurze, zajmowałam
się wtedy komputerami, informatyką i planowaniem przestrzeni, natomiast zawsze
ciągnęło mnie do szkoły i kiedy tylko nadarzyła się okazja takiej pracy -
wykorzystałam ją. Mimo wyższych zarobków w firmie, jednak praca z młodzieżą
okazała się dla mnie najważniejsza.
- W jakim momencie życia uświadomiła sobie pani, że chce
pani zostać nauczycielem?
- Dawno temu chciałam zostać nauczycielką matematyki, ale
gdzieś po drodze przewinęła się też chęć bycia stewardessą. W końcu zostałam
nauczycielką angielskiego.
- Co było pani ulubionym przedmiotem w szkole?
- Moimi ulubionymi przedmiotami w szkole były w-f, język
polski i matematyka. Można powiedzieć, że miałam taką ogólną chęć do nauki.
- Co niezwiązanego z przedmiotem chciałaby przekazać pani
swojej klasie – If - na następne trzy lata?
- Swojej klasie chciałabym przekazać to, żeby wierzyli w
siebie, byli otwarci oraz żeby wykorzystywali swój czas w dobry i efektowny
sposób. Oczywiście chciałabym też, by byli dobrymi ludźmi.
- Jaka była najzabawniejsza sytuacja, która zdarzyła się
pani w IV LO im. Maczka w Katowicach?
- W zeszłym roku schodziłam po schodach. Pod ręką miałam
magnetofon, a przez ramię przewieszoną torbę. Tak obładowana nie zauważyłam, że
kabel od sprzętu ciągnie się za mną i nadepnęłam na niego. Przewróciłam się,
ale bardzo szybko wstałam, otrzepałam się i ruszyłam dalej udając, że nic się
nie stało. Nie jest to może wybitnie zabawna sytuacja, ale myślę, że musiałam
naprawdę śmiesznie wtedy wyglądać i dalej, na myśl o tym zdarzeniu, czuję się
głupio.
Mam talent..... Wywiad z Aleksandrą Schejbal uczennicą klasy 2d
1. Kiedy rozwinęła się w tobie pasja do malarstwa i jak się tego nauczyłaś?
Maluję, jak pamiętam, od najmłodszych lat. Nigdy jednak nie
chodziłam na żadne kursy. Jestem samoukiem. Jak to się mówi: urodziłam się z
tym talentem. Zaczynałam chyba tak jak wszystkie dzieci – od kolorowanek. Potem
były obrazki malowane w zeszytach i książkach, na różnych małych kartkach. Już
jako małe dziecko pięknie malowałam i wygrywałam konkursy, ale tylko te gdzie
organizatorzy widzieli jak rysuję samodzielnie. Moje prace były chyba zbyt
ładne, więc gdy je wysyłam nie wygrywałam nic. Wydaje mi się, że pewnie nie
wierzono, że dzieci mogą tak ładnie malować, a pewnie tę pracę zamiast mnie
narysował ktoś inny.
2. Co spowodowało, że po roku nauki wróciłaś do malarstwa?
Kontuzja kolana jakiej nabawiłam się na treningu spowodowała, że
miałam więcej czasu na tworzenie. To moje malowanie od jakiegoś czasu zaczęło
mi całkiem nieźle wychodzić, próbowałam różnych technik: rysunku, malarstwa:
akwareli i farb olejnych. Jest to dziedzina, w jakiej zawsze odnosiłam sukcesy.
Wygrałam wiele konkursów szkolnych, regionalnych i nawet ogólnokrajowych. Więc
mam motywację do pracy.
3. Skąd czerpiesz inspiracje?
Moje prace dzielę na dwie części. Pierwsze są to obrazy, które
maluję głównie na podstawie tego, co widzę i tego, co mam w głowie. Niekiedy
inspirację czerpię od znanych artystów, Beksińskiego, Różalskiego, oraz obrazów
gotyckich, książek, wierszy. Są to przeważnie obrazy o mrocznej tematyce. Drugi
typ prac, to te, które wykonuję na zamówienie lub dla rodziny, najczęściej są
to portrety rysowane na podstawie przysłanego mi zdjęcia.
4. Opowiedz trochę o tym jak przebiega tworzenie obrazów w twoim wykonaniu?
Obrazy na podstawie wyobraźni wykonuję różnymi technikami,
najczęściej farbami i specjalnymi cienkopisami. Nie można określić trybu i
czasu wykonania, bo zależy to od tego co rysuję. Prace zazwyczaj powstają
spontanicznie, rysuję w wolnych chwilach. Rysuję dużo, w większości są to małe
obrazki, ale wykonałam też kilkanaście dużych prac, które teraz wiszą na
ścianach oprawione w ramy. Obrazy na zamówienie natomiast wykonuję farbami
olejnymi lub ołówkiem. Przy tych obrazach moja praca trwa zazwyczaj więcej niż
8 godzin. Moje prace są zawsze dobrze przemyślane, zawsze dbam o szczegóły.
Malarstwo zawsze będzie nieodłącznym elementem mojego życia. To
się ma we krwi. Jednak mimo moich sukcesów na chwilę obecną twierdzę, że będzie
to raczej praca dodatkowa lub hobby. Być może zajmę się kiedyś projektowaniem
wnętrz, architekturą lub grafiką komputerową. Będę blisko sztuki, a
jednocześnie da się z tego żyć.
6. Czy ktoś z Twojej rodziny również zajmuje się sztuką?
Tak, moi dziadkowie zajmowali się malarstwem, a ojciec grafiką komputerową. Ale jak tak teraz pomyślę, to jednak nikt z nich nie był dla mnie nigdy inspiracją. Wszystkiego nauczyłam się sama i sama rozwijałam swój talent. Uważam jednak, że warto czasem skorzystać rady i pomocy starszych, co też czasami czynię.
Tak, moi dziadkowie zajmowali się malarstwem, a ojciec grafiką komputerową. Ale jak tak teraz pomyślę, to jednak nikt z nich nie był dla mnie nigdy inspiracją. Wszystkiego nauczyłam się sama i sama rozwijałam swój talent. Uważam jednak, że warto czasem skorzystać rady i pomocy starszych, co też czasami czynię.
Profesor Iwona
Szymańska
Jak wyglądała szkoła 20 lat temu?
Dwadzieścia lat temu
szkoła nie była taka nowoczesna i tak dobrze wyposażona jak dzisiaj, ale była
czynna strzelnica, na której odbywały się lekcje przysposobienia obronnego.
Co się zmieniło?
Szkoła bardzo się
zmieniła, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Obecnie wszystkie sale lekcyjne
są po generalnym remoncie, wyposażone w nowe meble i tablice multimedialne.
Szkoła bardzo elegancko prezentuje się od zewnątrz, dzięki wymienionym oknom i
odnowionej elewacji.
Pamiętna anegdota z życia szkoły...
Nie pamiętam żadnych
anegdot, ale do dziś krążą po szkole słynne cytaty nauczycieli, na przykład „Ja
maturę już zdałam, mam na tę okoliczność papierek, całkiem niezły zresztą”.
Profesor Barbara
Kiereś
Jak wyglądała szkoła 20 lat temu?
Dwadzieścia lat temu
szkoła wyglądała inaczej. Pracownie były niewyremontowane, ale muszę przyznać
że uczniowie wchodząc do pracowni historycznej są rozczarowani, twierdzą że
powinny być w niej stare meble, dające klimat. Zmienione są okna, jeszcze do
niedawna były drewniane i zamykane na gwoździe. Ciekawostką jest, że
pomieszczenie przeznaczone dzisiaj na szatnię w zamyśle architekta miało być
schronem. Dwadzieścia lat temu obok harcówki
było otwarte wejście na strych, gdzie mieścił się pokój samorządu
uczniowskiego. Naturalnie nie było jeszcze popiersia generała Maczka, które
pojawiło się w 2009 roku. Jedyne co się nie zmieniło to aula, która pamięta
początki szkoły…
Co się
nie zmieniło?
Nie zmieniła się
przyjazna atmosfera panująca w szkole oraz kontakt między gronem pedagogicznym
a młodzieżą. Myślę, że o sile szkoły świadczy to, że wśród nauczycieli obecnie
uczących mamy wielu naszych absolwentów.
Profesor Joanna Haśnik
Jak zmieniła się szkoła od
czasu kiedy była pani uczennicą?
Nie
dużo. Korytarze wyglądają tak samo. Niektóre sale zostały odremontowane i
wyposażone w nowoczesny sprzęt, o którym my mogliśmy tylko pomarzyć. Tam, gdzie
aktualnie znajduje się pokój nauczycielski, za moich czasów mieszkała woźna
i... hodowała kury, które biegały po placu szkolnym, oczywiście w wydzielonym
miejscu. W szkole za moich czasów był jeden komputer, do którego my jako
uczniowie mieliśmy ograniczony dostęp. Nie każdy mógł go dotknąć, zobaczyć jak
to działa. Informatyka była wtedy przedmiotem dodatkowym, a uczył jej Pan
Michałek.
Kto był wtedy dyrektorem naszej szkoły?
Pan
profesor Sobociński. Pozostawał on nim, aż do czasów Pani prof. Ziemiec.
Czy czuje Pani jakoś szczególną więź z IV LO, ze swoimi
szkolnymi kolegami?
Do IV LO zawsze czułam i dalej czuję sentyment i
jako uczennica i nauczyciel. Któż by pomyślał, że Pani Cebula, moja
nauczycielka, kiedyś zostanie koleżanką z pracy. W 2011 roku byłam na zjeździe
absolwentów, a pamiątkowe
zdjęcie posiadam do dziś.
Państwo Żogała
Co się
zmieniło?
Grażyna Żogała:
Ja
zaczynałam tu uczyć 34 lata temu ,więc jest to długi czas. Ta szkoła przez te
lata bardzo się zmieniła. Zmienił się jej wygląd zewnętrzny, jej okna,
elewacja. Zbudowano podjazdy dla osób niepełnosprawnych, powstało tartanowe
boisko, wycięto drzewa na boisku a w planach jest oczywiście nowa sala
gimnastyczna.
Istota szkoły…
Grażyna
Żogała:
Osobiście
dla mnie istotne jest to, że nasze dzieci kończyły tę szkołę. Magda
czteroletnią, a Wojtek trzyletnią i chętnie do niej wracają. Nasi dawni
uczniowie utrzymują z nami kontakty, co jest bardzo miłe.
Grzegorz
Żogała:
Ciekawym
jest również to, że w naszej szkole uczą nasi dawni uczniowie: Pan Biliński,
Pan Dziekan, Pani Sobecka, Pani Paulewicz-Sopala, Pani Szymańska, Pani Żyrek,
Pani Kłosowska…Do szkoły przychodzą całe rodziny, kolejne pokolenia przysyłają swoje dzieci do
naszego liceum.
Andrzej Grabarczyk oraz Beata Lizoń – Jura (nauczycielka języka polskiego)
Grażyna
Żogała:
Nasza
szkoła od dawna była szkołą integracyjną. Kiedy chodził do nas chłopak
niewidomy, pani z chemii Krystyna Sitek nauczyła się alfabetu Brajla, żeby
ułatwić mu przyswajanie wiedzy. Nauczyciele tutaj bardzo się zaangażowali.
Dużo
mamy absolwentów, którzy prowadzą ciekawe życie. Marta Manowska, która prowadzi
program „Rolnik szuka żony”. Szkołę kończyła była minister Kluzik-Rostkowska,
dziennikarz Michał Bebło, aktor, który gra w „Klanie”- Andrzej Grabarczyk,
Magda Piekorz, która jest reżyserem.
Zmieniło
się również to, że bardzo duży akcent kładziemy nie tylko na usprawnianie
naszego przedmiotu, ale też na działalność prozdrowotną. Staramy się też
wyłowić talenty, żeby sławiły naszą szkołę.
Magdalena Piekorz
Profesor Katarzyna Kłosowska
Co się zmieniło w tej szkole?
Czteroletnie
liceum, które ja kończyłam, to moim zdaniem takie minimum żeby zintegrować się
z ludźmi. W pierwszej klasie trzeba się rozkręcić, druga to taka, w której już
coś wie się o szkole i można pobyć ze sobą. Kończycie osiemnastki i trochę
pewnie się poznajecie. Brakuje tej trzeciej, kiedy działo się. Ludzie się
znali, były wycieczki. Z imprezami akurat wiem, że sobie radzicie i też
robicie. Potem macie zaraz maturalną klasę i trzeba się uczyć.
Ja
mogę powiedzieć co się nie zmieniło. Moim zdaniem atmosfera. W dalszym ciągu
jest bardzo dobra. Dlatego tylu uczniów przychodzi do Maczka. Jest to bardzo
popularne liceum w Katowicach i okolicy.
Próbujemy to jakoś godzić i dobry poziom uczenia i atmosferę. Ja
kończyłam tę szkołę, siedem lat ode mnie młodsza siostra też i też była w
„biol-chemie”. Na parterze na tablo jesteśmy i patrzymy na siebie przez
szerokość korytarza.
Historia z życia szkoły…
Nie
wymyśliłam jednej historii. Było całe pasmo fajnych rzeczy, które tu się
działy. W klasie było 8 chłopaków i reszta dziewczyn i byliśmy bardzo zżyci.
Może nie od razu. Trochę nam to zajęło. Jak był konkurs piosenki, konkurs
kolęd, to potrafiliśmy wyjść całą klasą i zrobić chór. Jowita Związek, która
dzisiaj jest dyrygentem, ustawiała nas jak profesjonalny chór, dzieliła nas na
głosy. Ci, którzy słabo śpiewali to starali się mruczeć po cichutku, inni
pięknie śpiewali na głosy i wygrywaliśmy te konkursy. Niesamowite było to, że
cała klasa potrafiła się zjednoczyć. Jak mieliśmy przygotować akademię na Dzień
Nauczyciela, to zrobiliśmy pantomimę. Przedstawialiśmy historię o nauczycielach, historię szkoły. Pamiętam jak
przeżywaliśmy wymyślając te historie, podkładając muzykę. Były panoramy, czyli
tydzień dla każdej klasy, w czasie którego klasa miała się pokazać w szkole.
Bo w Maczku jest MOC.....
Wywiad z Panią Beata Lizoń - Jura - nauczycielką języka polskiego
Beata Lizoń- nauczyciel j.polskiego z wieloletnim stażem. Opiekun gazetki
szkolnej. Organizator Dnia Śląskiego i Maczkowskiego Wieczoru Naukowców.
Prywatnie- mama Marty i Szymona.
R: Od kiedy Pani wiedziała, że chce uczyć?
B.L: Właściwie już od dzieciństwa tylko dwie opcje wchodziły w grę. Wiedziałam, że gdy dorosnę, to albo będę podróżować i zostanę Tony Halikiem, albo skończę filologię polską i trafię do szkoły. Z góry zakładałam, że to musi być liceum.
R: Tony Halikiem?
B.L: ( śmiech) Gdy byłam mała z zapartym tchem oglądałam programy tego, zmarłego już niestety podróżnika. Śledziłam każdy odcinek " Tam gdzie pieprz rośnie" i " Pieprz i wanilia". Wtedy marzyły mi się podróże. Strasznie lubiłam tez geografię. Ale później, gdy na lekcji j.polskiego nauczycielka przeczytała wiersz Z.Herberta pt.Przesłanie pana Cogito, sytuacja sama się wyklarowała. Zapragnęłam uczyć literatury. A że w dzieciństwie bardzo dużo czytałam to urzeczywistnienie marzeń okazało się prostsze.
R: Od razu był Maczek?
B.L: Nie. Najpierw jedenaście lat pracy w szkole podstawowej. Wtedy nauczyłam się najwiecej- pokory, szacunku do ucznia, cierpliwości, wytrwałości i tego, że najpierw jest się człowiekiem, a dopiero później nauczycielem.Strasznie ważna lekcja życia!
R: A co z podróżowaniem?
B.L: W miarę możliwości udaje mi się realizować tę pasję.
R: Praca to Pani pasja?
B.L: Tak.To oprócz domu i rodziny priorytetowa sprawa. W szkole czuję się najlepiej, wśród uczniów. Szkoła uskrzydla, zatrzymuje w czasie, rozwija... A w Maczku to już w ogóle jest siła.
R: Dlaczego wyjeżdża Pani tam często do Krakowa?
B.L: No cóż... tam odpoczywam, relaksuję się,przebywam w miejscach, które lubię. Nawet tłum na rynku mi nie przeszkadza. Czyż maj na Kazimierzu nie jest najpiękniejszy? Czy nie jest miło popijać kawę w Jamie Michalika? Planty, Wisła... wszystkie te urocze miejsca dodają siły, a jednocześnie kojarzą się ze sztuką,poezją, artyzmem. No cóż... kocham Kraków.
R: Paryż też pani kocha...
B.L: Oj tak... Ten w realu ale i ten z dzieł impresjonistów
R: A inne pasje?
BL: Oczywiście znacie je, bo staram się nimi dzielić. To fotografia i film.
R: Nie będę pytać o ulubione tytuły bo na swoim fejsbukowym profilu stworzyła Pani Perełkową Kolekcję.
BL: Tak. Perełkowa Kolekcja, to filmy które polecam. Jak już coś zobaczę, to piszę recenzję i zachęcam.Tak już mam. Z książkami jest podobnie.
R: Pani mówi, że w Maczku spełnieniaja się marzenia.
BL: Tak. To prawda.Moje się spełniły! To z Maczkiem byłam po raz pierwszy w Paryżu... przemierzyłam urokliwą Pragę i elegancki Wiedeń.To tutaj poznałam swoje największe przyjaźnie. Dzięki Pani Dyrektor mogę się realizować. Maczek ułożył i uporządkował moje życie, pomógł odzyskać spokój i wiarę w ludzi. Bo w Maczku jest moc!
R: Od kiedy Pani wiedziała, że chce uczyć?
B.L: Właściwie już od dzieciństwa tylko dwie opcje wchodziły w grę. Wiedziałam, że gdy dorosnę, to albo będę podróżować i zostanę Tony Halikiem, albo skończę filologię polską i trafię do szkoły. Z góry zakładałam, że to musi być liceum.
R: Tony Halikiem?
B.L: ( śmiech) Gdy byłam mała z zapartym tchem oglądałam programy tego, zmarłego już niestety podróżnika. Śledziłam każdy odcinek " Tam gdzie pieprz rośnie" i " Pieprz i wanilia". Wtedy marzyły mi się podróże. Strasznie lubiłam tez geografię. Ale później, gdy na lekcji j.polskiego nauczycielka przeczytała wiersz Z.Herberta pt.Przesłanie pana Cogito, sytuacja sama się wyklarowała. Zapragnęłam uczyć literatury. A że w dzieciństwie bardzo dużo czytałam to urzeczywistnienie marzeń okazało się prostsze.
R: Od razu był Maczek?
B.L: Nie. Najpierw jedenaście lat pracy w szkole podstawowej. Wtedy nauczyłam się najwiecej- pokory, szacunku do ucznia, cierpliwości, wytrwałości i tego, że najpierw jest się człowiekiem, a dopiero później nauczycielem.Strasznie ważna lekcja życia!
R: A co z podróżowaniem?
B.L: W miarę możliwości udaje mi się realizować tę pasję.
R: Praca to Pani pasja?
B.L: Tak.To oprócz domu i rodziny priorytetowa sprawa. W szkole czuję się najlepiej, wśród uczniów. Szkoła uskrzydla, zatrzymuje w czasie, rozwija... A w Maczku to już w ogóle jest siła.
R: Dlaczego wyjeżdża Pani tam często do Krakowa?
B.L: No cóż... tam odpoczywam, relaksuję się,przebywam w miejscach, które lubię. Nawet tłum na rynku mi nie przeszkadza. Czyż maj na Kazimierzu nie jest najpiękniejszy? Czy nie jest miło popijać kawę w Jamie Michalika? Planty, Wisła... wszystkie te urocze miejsca dodają siły, a jednocześnie kojarzą się ze sztuką,poezją, artyzmem. No cóż... kocham Kraków.
R: Paryż też pani kocha...
B.L: Oj tak... Ten w realu ale i ten z dzieł impresjonistów
R: A inne pasje?
BL: Oczywiście znacie je, bo staram się nimi dzielić. To fotografia i film.
R: Nie będę pytać o ulubione tytuły bo na swoim fejsbukowym profilu stworzyła Pani Perełkową Kolekcję.
BL: Tak. Perełkowa Kolekcja, to filmy które polecam. Jak już coś zobaczę, to piszę recenzję i zachęcam.Tak już mam. Z książkami jest podobnie.
R: Pani mówi, że w Maczku spełnieniaja się marzenia.
BL: Tak. To prawda.Moje się spełniły! To z Maczkiem byłam po raz pierwszy w Paryżu... przemierzyłam urokliwą Pragę i elegancki Wiedeń.To tutaj poznałam swoje największe przyjaźnie. Dzięki Pani Dyrektor mogę się realizować. Maczek ułożył i uporządkował moje życie, pomógł odzyskać spokój i wiarę w ludzi. Bo w Maczku jest moc!
Wywiad z Panią Dyrektor Katarzyną Ziemiec
Jaki był Pani
ulubiony przedmiot w szkole?
Miałam dwa ulubione przedmioty. To był język polski i język
niemiecki. Z języka niemieckiego miałam super nauczycielkę, natomiast z
polskiego generalnie zawsze lubiłam czytać, pisać, dlatego to również był mój
ulubiony przedmiot.
Czy bała się Pani
jakiegoś nauczyciela?
Tak! Zaczęłam się go bać w klasie trzeciej i czwartej
liceum. To był mój nauczyciel z chemii, który przychodził do nas ze Śląskich Technicznych i był przyzwyczajony,
że wszyscy potrafią bardzo dobrze chemię w liceum, co było nieprawdą. To był
postrach, wszyscy się go bali. Pamiętam, że na półrocze w trzeciej klasie
wystawił 21 jedynek.
Z czego najlepiej
poszła Pani matura?
Zdawałam maturę z języka polskiego, matematyki i z geografii
i najlepiej poszła mi matura z języka polskiego, chociaż z wszystkiego
generalnie miałam piątki. Najbardziej byłam zadowolona z ustnej matury z języka
polskiego.
Czy od początku
wiedziała Pani kim chce zostać?
Wiedziałam, że chcę uczyć w szkole, to był mój wymarzony
zawód. Już jako dziecko bawiłam się w nauczycielkę, miałam dziennik i wymyśloną
klasę.
Czego Pani nie lubiła
w szkole?
Jako uczennica najbardziej nie lubiłam czegoś takiego, że
nauczyciele niesprawiedliwie oceniali, albo że się na kogoś uwzięli i później
męczyli, mnie się nigdy to nie podobało, taki brak sprawiedliwości.
Czego Pani nie lubi
nadal?
Dzisiaj wszystko
lubię! W mojej szkole, w Maczku wszystko lubię i wszystkich lubię.
Józef Zwierzyński -ostatni maczkowiec
wspomnienia żony...
Józef Zwierzyński -ostatni maczkowiec
wspomnienia żony...
Rozmawialiśmy z
Panią Zofią Zwierzyńską,
wdową
po zmarłym
kpt. Józefie Zwierzyńskim,
który walczył
u boku gen. Stanisława
Maczka podczas II Wojny Światowej.
Przedstawiamy fragmenty tej rozmowy...
Jak poznała Pani męża?
Byłam sekretarzem w zakładzie Mechanizacji i Automatyzacji Górnictwa,
tam poznałam właśnie mojego męża, który był dyrektorem ekonomicznym i
muszę przyznać, że na początku mi się
nie podobał, może dlatego że ja byłam inaczej wychowana.
Jak mąż dostał się do wojska?
Młodzi chłopcy po maturze, którzy szykowali się na studia wyjechali do
Francji właśnie pod pretekstem kontynuowania nauki. Tam mój mąż dołączył, wraz
ze swoim przyjacielem, do armii. W ich przypadku była to brygada pancerna gen.
Maczka.
Proszę opowiedzieć jak mąż wspominał gen. Maczka.
Mówili na niego „Baca”. Stosunki między żołnierzami były takie jak to w
wojsku. Bardzo konkretne, ale przepełnione przede wszystkim przyjaźnią. Maczek
to był dowódca szanujący dyscyplinę, potrafił zebrać wszystkich w garść.
Czy mąż miał kontakt z gen. Maczkiem po wojnie?
Nie. Maczek zmarł w 1994 roku, a po wojnie zamieszkał w Szkocji w
Edynburgu. Nie było możliwości utrzymywania z nim kontaktu, a tym bardziej, że
po wojnie prześladowano weteranów. Mojego męża posądzali o służbę u Andersa,
ale to był przecież Maczkowiec.
Jak mąż znalazł się na Śląsku w Katowicach?
Po wojnie Józef wrócił do Krakowa, swojego rodzinnego miasta. Po jakimś
czasie służby komunistyczne wpadły na trop męża i dlatego właśnie przeniósł się
do Katowic, gdzie znalazł pracę.
Jakimi orderami i tytułami mąż został uhonorowany?
Był honorowym obywatelem miasta Bredy, weteranem jej Królewskiej Mości,
posiadał odznaczenia Francji, Belgii, Holandii oraz Anglii. Uhonorowany był
również wieloma orderami polskimi.
Jakim człowiekiem był Pan Józef?
Był to człowiek „żywa historia”. Zawsze grzeczny, kulturalny i
taktowny, a jak opowiadał.... Zawsze był samodzielny i pełen szacunku. Poza tym
był czynnym członkiem koła zrzeszającego żołnierzy Maczka. To On starał się o
to, aby ta szkoła otrzymała imię Generała.
Chętnie opowiadał i przekazywał tę wojenną legendę. Uczestniczył w wielu
uroczystościach związanych z 1. Polską Dywizją Pancerną. Miał swoje
charakterystyczne żarty. Emanował swoją mądrością i oczytaniem.
Jest Pani dumna z męża?
Bardzo. Jestem dumna z człowieka, który coś w życiu zrobił i
pozostawił. Wiedza i wrodzona kultura to prawdziwa wartość.
Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń